Skryba wyklęty
Siewca Paradoksów
Dołączył: 01 Sty 2007
Posty: 2
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Z zapomnienia.
|
Wysłany: Sob 17:22, 16 Lut 2008 Temat postu: Skie |
|
|
Nad osadą Skie zapadał zmrok. Tutejsza ludność kończyła właśnie wykonywanie swych codziennych prac i obowiązków, co było niezawodnym znakiem, iż dzień kończy okres swojego panowania na nieboskłonie i władzę oddaje w ręce nieposkromionej nocy. Chłopi właśnie wracali z pastwisk ze swoim bydłem, idąc tuż przy zbitych grupkach krów i cieląt. Niektórzy mieli szczęście posiadając syna, który był niezawodny interwencjach podczas niespodziewanego chaosu, kiedy to jedno ze zwierząt oddzieli się bez powodu od reszty stadka. Kobiety natomiast zaganiały ptactwo domowe różnorakiej maści do kurników, sprawdzając przy okazji stan ogrodzenia, gdyż osada Skie słynie także ze sporego żerowiska lisów, na północny-zachód od Złotego Traktu. Częste dziury w płocie, czy zgrabne podkopy to spore zagrożenie dla niosek. Słońce kończyło już swoją wędrówkę, zbliżał się exodus dnia. Synchronicznie światła tlących się subtelnie w oknach domostw świec zagasały jedna po drugiej ustępując miejsca mrokowi, który natychmiast wypełniał ową zwolnioną przestrzeń. Jednakże w nie we wszystkich budynkach gości błogi spokój nocy. Tawerny będąc zwyczajnym obiektem budowlanym są także błogim miejscem dla zmęczonych długą wędrówką podróżników, gdzie mają zapewniony przez oberżystów wikt i schronienie. Jest to miejsce, gdzie każdy napić się może doskonałych trunków, wytwarzanych wg tutejszych, sekretnych receptur przekazywanych z dziadka na ojca, z ojca na syna etc., miejsce gdzie istnieje możliwość uzyskania niezbędnych informacji od wielu stałych bywalców. Także tawerna w osadzie Skie słynie z zabijania czasu, gdyż zmrok tu nigdy nie zagląda. Również dzisiejszej nocy klientów nie brakuje. To niesamowity zbiór istot mających potężną moc wskrzeszania i panowania. Każdej nocy w tym miejscu zostaje powołana z grobu namiastka ludzkiego wyobrażenia. Dosłownie każdy ma tu możliwość przemiany we Władcę Czasu, czy też w Pana Żywych i Umarłych, tutaj, w najbardziej ruchliwym miejscu w osadzie Skie, w tawernie „Pod Pękniętym Kuflem”. Jedyne, co rzuca się w oczy przybywającym do mieściny, jest właśnie ów oberża. Wielki, dwupiętrowy budynek zbudowany z gładkiego kamienia, podpierany wielkimi belami, zabezpieczające ściany przed wczesnym wyniszczeniem poprzez pęknięcia i rozkruszenia. Dach tawerny pokrywają grube warstwy fachowo suszonej strzechy przymocowane do szkieletu budowli nieprzemakalnymi sznurami. Tuż nad potężnymi, podwójnie wzmacnianymi drzwiami z dębowego pnia widnieje szyld z doskonale widocznym, czarnym napisem „Pod Pękniętym Kuflem”, obok którego widać malowidło przedstawiające wyżej wymienione, potłuczone naczynie. Pchając ogromne drzwi stajesz na krawędzi władzy. To tu właśnie możesz stać się kimkolwiek chcesz. Widzisz nie tylko stare, okrągłe stoły zapełnione kuflami pełnymi najrozmaitszych trunków, długie na pięć metrów, dębowe ławy, klonowe, wygodne krzesła z oparciami, sękate filary, podpierające solidny, aczkolwiek przygnieciony pod naporem czasu strop, obite obrobionym drzewem ściany, izolujące chłód, przenikany z zewnątrz, czy też szereg pochodni, zamocowanych na belach, które nadają gospodzie atmosferę niesamowitości, gdyż poświata wokół płomieni napawa wnętrze delikatnym, tlącym się kolorem przygaszonego, zachodzącego słońca . Widzisz nie tylko wyrzeźbioną w pniu dębu ladę w kształcie wozu przewróconego do góry nogami, za którym znajdują się ogromne beczki osadzone w ścianie w specjalnie zamontowanych uchwytach, co pozwala na szybką ich wymianę w razie opróżnienia zawartości, którą skrywają najrozmaitsze trunki, takie jak Oddech Salamandry, czy poczciwy Dębowy Skalp o wybornym, głębokim, wręcz nieskazitelnym smaku. Widzisz nie tylko solidną klapę w podłodze, prowadzącą do biblioteki piw i win sprowadzonych z całego Karadanu osadzonych na szeregu półek, oznakowanych wg jakości i ułożonych alfabetycznie. Widzisz nie tylko solidne schody prowadzące na piętro, na którym znajdują się doskonale wyposażone pokoje dla zmęczonych gości, w których nawet najbardziej wybredny klient znalazł by coś odpowiedniego. Widzisz nie tylko to. Wchodząc do tej starej tawerny widzisz także nieposkromione morze wyobraźni, nieustannie szalejący sztorm podekscytowania, istna nawałnica przygód, które nieustannie i bezlitośnie przewalają się przez solidne ściany oberży „Pod Pękniętym Kuflem”. Wchodząc tutaj stajesz się kimś innym, niż tylko zwyczajnym podróżnikiem, szukającym schronienia przed deszczem i codziennymi problemami. Zostajesz zaproszony do krainy, gdzie każdy może wskrzeszać i panować, opowiadając, lub słuchając mrożącą krew w żyłach opowieść o dzielnych bohaterach, potężnych smokach, śmiertelnych pojedynkach, okrutnych zdradach, czy mistycznych skarbach. Jeżeli wolisz bardziej intymny temat, możesz wsłuchać się w historie o majestatycznych miejscach, gdzie miłosne intrygi wyciskają z duszy łzy i gorycz. Jeżeli także to Cię nie interesuje, możesz zagłębić się w wysłuchiwanie tutejszych plotek, które nigdy nie są wypowiadane dwa razy, gdyż osada Skie posiada wielu obserwatorów z oczami i uszami otwartymi na oścież. Opowiadając historię, wskrzeszasz czas, wskrzeszasz dzieje, dawno już pogrzebane przez ulotną pamięć. Stajesz się władcą! Władcą, który decyduje o przeznaczeniu opowieści i o reakcji pilnych słuchaczy. Możesz sprawić, że zbieleją z podekscytowania, lub zawyją z żalu po śmierci bohatera, czy też rykną potężnym okrzykiem radości po wygranej bitwie. A wszystko to przy wspaniałych trunkach, które serwują tutejsi gospodarze, oberżysta Noga i jego małżonka. Właściciel tawerny był osobnikiem w średnim wieku nie posiadającym zarostu na głowie i jak widać wcale się tego nie wstydził, gdyż nie zasłaniał szczytu głowy nakryciami. Być może miał wrażenie, że to jeden z aspektów dobrego gospodarza? Przynajmniej Noga miał takie przekonanie. Był osobą szanowaną i przyjacielską, pomocną w każdej chwili, nie trawiącą kłopotów ze względu na ich... problematyczną naturę. Jego nieodłącznym elementem ubioru był szary bezrękawnik, na który zakładał zawsze ten sam fartuch, o bladożółtym kolorze z symbolem gospody w kształcie pękniętego naczynia, powszechnie używanego do napełniania piwem. Małżonka Nogi natomiast była osobą niewiele młodszą od swego wybranka, przyczyniała się w dużej mierze, do wielkiej popularności gospody, energiczna, bystra, nieufna i mądra kobieta, o jasnobrązowych włosach i wciąż pozbawionego zaufania wyrazu twarzy. Dzień jak co dzień. Tawernę Skie nawiedził tłum znanych już tutejszym osobistości. Jednak ktoś jeszcze postanowił wstąpić do tego niezwykle interesującego miejsca, które często prowadzi do bezlitosnych intryg. Otóż nikt nie zauważył zakapturzonej postaci, siedzącej w najciemniejszym rogu „Pod Pękniętym Kuflem”. Nikt nie był w stanie zidentyfikować obcego. Spod szarego kaptura jego płaszcza widać było tylko wpatrzone ślepo w stół szafirowe oczy i lekki zarost, pokrywający brodę nieznajomego. Oberżysta Noga najwyraźniej bardzo zdziwił się zamówieniem, jakie przed momentem sporządził tajemniczy osobnik. Zdenerwowany właściciel gospody stał za ladą w kształcie wozu i starał się wpatrywać w ciemny kąt, jakby szukał jakiejś wskazówki, jak ma postąpić. Nagle kaptur nieznajomego poruszył się subtelnie przeszywając wzrokiem wszystkich dookoła, aż wreszcie zatrzymał się na postaci stojącej za ladą przy trunkach. Delikatnie przesiąknięty lękiem po krótkiej wymianie szeptów na ucho ze swoją małżonką, gospodarz tawerny postanowił zrealizować zamówienie starając się nie zwrócić na siebie uwagi. Nalewając wrzący płyn do małego kubka spoglądał raz po raz, to na nieznajomego, to na naczynie, aby przez przypadek nie rozlać niezdarnie całości. Po wykonanej czynności Noga wahając się z początku ruszył w stronę ciemnego zakątka stawiając niepewnie kroki, zupełnie, jakby nie chciał tam iść. Podczas marszu obejrzał się dookoła, aby dodać sobie otuchy, gdyż miał nadzieję, że ktoś inny go obserwuje i w razie zagrożenia pomoże mu, ponieważ nie znał do końca zamiarów nieznajomego. Jednak przerażony zorientował się, że tak naprawdę nikt go nie obserwuje, rozmowy między klientami tak bardzo ich zajmują, że nie zwracają uwagi na rzeczywistość dookoła. Noga dalej kroczył w stronę ciemnego kąta i starał się stłumić obawę, iż nie jest przez nikogo wspierany duchowo. Tylko on i tajemnicza, zakapturzona postać… Kiedy był już na miejscu zaniemówił i cofnął się gwałtownie krok w tył, co prawie spowodowało rozlanie się zawartości kubka, gdyż przeszyło go szafirowe spojrzenie zakapturzonej postaci, która wpatrywała się w niego w niezwykły sposób.
- P-p-pańskie zamówienie, p-proszę – wyjąkał przerażony Noga, wyciągając niezdarnie rękę, w której dzierżył kubek gorącego napoju, który okazał się zwykłą, gorącą wodą.
Postać obserwowała go jeszcze przez moment, jakby chciała wydusić z umysłu Nogi jak najwięcej lęku. W końcu oderwał wzrok od twarzy oberżysty i sięgnął ręką w lewy przedsionek swojego płaszcza. Noga ponownie zrobił nerwowy krok w tył.
- Morderca...– wyszeptał przerażony gospodarz. Jednak specyficzne ruchy łokcia sugerowały, że nieznajomy czegoś szuka w jednej z wewnętrznych kieszeni, czegoś o wiele mniejszego od ostrego sztyletu. Ku zdziwieniu Nogi po wyciagnięciu przez nieznajomego ręki zza pazuchy nie dzierżył on lekkiej broni, lecz mały, połyskujący zielenią woreczek zawiązany szarym sznurkiem. Nogę opuściły trochę obawy. Jego umysł wypełniło teraz zdziwienie i zaciekawienie, co jest zawartością takiego małego wiązadełka. Uwagę oberżysty rozproszył głos zakapturzonej postaci, która znów wpatrywała się w jego twarz.
- Dysponujesz może łyżeczką? – zapytał.
Noga stał chwilę jak wryty, aż nagle przypomniał sobie, że w jednej z kieszeń swojego roboczego fartucha z wyszytym, pękniętym wpół kuflem z zawartością jednego z najlepszych trunków tutejszej tawerny, Oddechu Salamandry, który można było poznać po głębokim, ciemnym kolorze, trzyma drewniane, fachowo wystrugane z dębowej kory łyżeczki. Poszukując niezdarnie narzędzia w kieszeni świdrował oczami po suficie, aż wreszcie wyciągnął dłoń w stronę klienta, w której trzymał znalezisko. Nieznajomy przyjmując łyżeczkę rozwiązał jednym ruchem woreczek, przechylając go i potrząsając delikatnie sprawił, że tajemnicza zawartość zawiniątka, która okazała się granulkowatą materią o kolorze ciemnozielonym, poczęła wpadać do kubka z cieczą. Po zaaplikowaniu do naczynia około trzech szczypt tajemniczego proszku, nieznajomy przewiązując woreczek schował go ponownie w jedną z wewnętrznych kieszeni swego płaszcza, następnie sięgnął po dębową łyżeczkę, zanurzył przyrząd w kubku i wykonując idealne ruchy nadgarstkiem wprawił w ruch wirowy zawartość naczynia. Całe zajście z uwagą obserwował Noga, który nie mógł oderwać oczu wykonywanej przez zakapturzonego czynności. Oberżystę zaczęły dopadać nowe, kontrowersyjne myśli, przeszywały jego umysł na wylot.
- Trucizna? – wyszeptał subtelnie w myślach – ale kogo miałby otruć? – zapytał sam siebie.
Wtem wbrew podejrzliwym myślom Nogi, nieznajomy podniósł kubek, zbliżył go do swoich ust i pociągnął mały łyk esencji napoju. Obserwator stał zdezorientowany nie wiedząc już co myśleć.
- Przecież uważonej trucizny sam by nie wypił… - burknął zdziwiony.
Delikatny stukot drewnianego stołu był spowodowany odłożeniem kubka z powrotem na blat. Wtedy to nieznajomy spojrzał ponownie na oberżystę, jednak już nie z takim samym charakterem. Spojrzenie zmieniło się na łagodniejsze, głębsze, bardziej przyjacielskie.
- Zwą Cię Noga, nieprawdaż? – odezwał się nieznajomy sięgając ponownie po naczynie..
- Tak Panie, jestem właścicielem tej oberży – odpowiedział lekko zdziwiony.
- Rozumiem. Skoro jesteś tu oberżystą, to zapewne sporo słyszysz na co dzień.
- Ma się rozumieć. Bywają tu u nas najróżniejsze osobistości, które opowiadają wiele ciekawych historii i plotek.
Nieznajomy nie odezwał się ponownie. Wpatrywał się tylko w nieruchomo w martwy punkt na stole, co Nogę bardzo zaniepokoiło. Zadawał sobie w myślach pytanie „czy powiedziałem coś nie tak?”. Milczenie trwało kilka następnych minut. W końcu oberżysta po głębokim namyśle postanowił nakarmić swój głód nieposkromionej ciekawości zadając pytanie.
- Wybacz Panie, że przeszkadzam w... – zamilkł zastanawiając się w czym właściwie przeszkodził, w patrzeniu w stół? Zaniepokojony postanowił zmienić kontekst wypowiedzi.
- Mam do Pana pytanie – zaczął jeszcze raz. - Kiedy zagościł Pan w mojej gospodzie, zacząłem się obawiać o moich klientów… niecodziennie przecież zjawia się zakapturzona postać, która stara się ukryć swoją tożsamość. Tutaj z reguły każdy sobie ufa, więc...
- Więc oczekujesz, że się przedstawię? – przerywając Nodze odparł nieznajomy unosząc głowę o wiele szybciej, niż za pierwszym razem. – Zapewniam Cię, że moje imię przysporzy Ci tylko kłopotów zacny oberżysto… ale wkraczając w Twoje progi powinienem dostosować się do panujących tu zasad – kończąc rozglądnął się wokoło.
Znów zapadła cisza, Noga pochylił głowę wyraźnie zdezorientowany. Przecież nie każdy gość w jego gospodzie nosi niebezpieczne imię, dokładniej mówiąc nikt z nich nie dzierży takiego brzemienia. Mentalne porządki w umyśle Nogi zakłócił głos nieznajomego, który znów się odezwał.
- Skoro imię nic Ci nie powie, to twarz zapewne także – mówiąc to, nieznajomy jednym ruchem ręki zrzucił kaptur z głowy i przed oczami Nogi widniała twarz mężczyzny, który nie przekroczył jeszcze trzydziestego roku życia, o włosach koloru pojaśniałej czerni opadającymi za uszy, zaroście tej samej barwy pokrywającym lekko, aczkolwiek skutecznie brodę, oraz dziwnym spojrzeniu. Źrenice ów osoby były niczym dwa, zamrożone, idealnie wyszlifowane kryształy lodu, niczym dwa szlachetne szafiry, które wydawały się być uwięzionymi duszami istot nieznanego pochodzenia. Noga bezskutecznie próbował skojarzyć twarz z jakimkolwiek z bywalców gospody „Pod Pękniętym Kuflem”, jednak nikogo nie był w stanie precyzyjnie wskazać.
- Nie musisz się martwić, nie zrobię krzywdy ani Tobie, ani nikomu w tej tawernie – na te słowa Noga odetchną wyraźnie z ulgą.– Ile jestem winny za kubek gorącej wody?
- Panie, nic nie jesteś winien. To tylko gorąca woda.
- Nawet zwykła woda ma swoja wartość. Dam miedziaka... i dorzucę jeszcze cztery, jeżeli odpowiesz mi na kilka pytań – zaproponował.
- Dziękuję za hojność, poproszę tylko małżonkę, aby przejęła na jakiś czas kierownictwo, dzięki czemu nikt nam nie będzie przeszkadzał.
- Zgoda – dał znak zrozumienia kiwając głową.
Noga podszedł do lady i wymienił parę słów z żoną, która raz po raz spoglądała w ciemny zakątek. W końcu machając lekko nadgarstkiem wyciągniętej, prawej ręki dała sygnał, żeby się pospieszył, gdyż gość nie będzie czekał wiecznie. Noga odwrócił Się na pięcie i ruszył na wprost. Spoglądnął jeszcze na chwilę za siebie, żeby się upewnić, czy małżonka przejęła obowiązki. Będąc na miejscu wysunął spod stołu krzesło, czemu towarzyszył delikatny szmer podłogi.
- Zanim zaczniemy, pozwól Panie, że się o coś zapytam – zaczął Noga wpatrując się w kubek, po czym kontynuował. – Mianowicie co takiego wsypałeś do tego kubka?
- Jeżeli to zaspokoi Twoją ciekawość, to proszę. Otóż zawartością tego naczynia jest herbata.
- Herbata? Ale przecież moja małżonka serwuje także herbaty, wystarczyło poprosić – odparł zdziwiony gospodarz tawerny.
- To nie jest zwyczajna herbata zacny oberżysto. Idealny gatunek jak dla mnie, żadnej innej nie piję, tak to już ze mną jest – odparł delikatnie się uśmiechając, co Nogę wyraźnie odprężyło. – Czy mogę się czegoś od Ciebie dowiedzieć? – zapytał nieznajomy zmywając uśmiech z twarzy.
- Ma się rozumieć. W czym mogę pomóc?
Nieznajomy nachylił się nad blatem spoglądając ślepo w martwy punkt, jakby chciał porządnie się namyślić przed zadaniem pytania. Noga spoglądał na niego cierpliwie, jednak nie był słynny z odporności na czekanie. W rzeczywistości byłby w stanie oddać cały swój majątek za myśli gościa, który raczył wstąpić w jego progi, szczególnie, jeżeli owa osoba jest równie tajemnicza, jak postać w płaszczu o szmaragdowych oczach popijająca herbatę.
- Czy odwiedził Cię jakiś czas temu... pewien dziwny osobnik? – zapytał odrywając oczy od blatu, które tym razem wlepił w Nogę.
- Dziwny osobnik... Sporo tu u nas dziwaków. Rozumiesz Panie, cztery kufle Oddechu Salamandry i…
- Mówię o kimś o wiele dziwniejszym, odmienność innego pokroju – odrzekł przerywając oberżyście.
Noga spoglądając w podłogę przymrużył oczy starając się sięgnąć pamięcią jak najgłębiej. Po chwili namysłu źrenice mu się powiększyły, spojrzał na swojego rozmówcę i odrzekł.
– Rzeczywiście, był u nas ktoś taki. Podobny do… Ciebie Panie.
Nieznajomy podniósł głowę wyżej, niż robił to do tej pory, przeszył Nogę bardziej dogłębnie wzrokiem, po czym zapytał.
- Jak dawno temu zagościł do twej gospody?
Noga wpatrywał się w sufit, a jego wargi sugerowały, że stara się policzyć coś w pamięci .
- Około jedno naliczenie temu. Zakapturzona postać, zupełnie jak... Ty panie.
Te słowa najwyraźniej zaciekawiły nieznajomego, zupełnie, jakby był uczulony na tego typu informacje. Nagle wyciągnął ręce spod stołu, zatrząsł nadgarstkami, co wywołało osunięcie się rękawów szaty mężczyzny. Następnie opierając się łokciami o blat stołu, podtrzymał swoją brodę na delikatnych dłoniach, które tworzyły zgrabny trójkąt poprzez symetrycznie stykające się palce. Podniósł wzrok na wysokość twarzy Nogi i spoglądał w jego stronę niezwykle przenikliwym wzrokiem, zupełnie, jakby chodziło tu o osobnika nadzwyczajnego.
„Nadzwyczajnego... niebezpiecznie nadzwyczajnego? A może genialnie nadzwyczajnego?” – zastanawiał się obserwowany oberżysta starając się wysnuć jakieś logiczne wytłumaczenie.
- Możesz mi opowiedzieć o jego zachowaniu? – zapytał nieznajomy.
- Naturalnie Panie – odrzekł Noga nachylając się delikatnie nad blatem stołu, po czym kontynuował. – Swego czasu nie zaglądał do naszej gospody żaden obcy osobnik. Ciągle gościły u nas te same twarze, najczęściej rolnicy i rzemieślnicy ze Skie. Nic szczególnego się nie działo, do czasu... Pewnego wieczoru drzwi oberży otworzył ktoś zupełnie niespodziewany. Osoba o ciemnych włosach, w czarnym płaszczu z zasłoniętą szkarłatnym szalem twarzą. Usiadł przy stoliku pod ścianą na prawo od drzwi – powiedział Noga wskazując palcem mebel ze stojącym przy nim jednym krzesłem. - Zachowywał się dziwnie, obserwował bacznie przechodzących przez drzwi oberży klientów. Kiedy podszedłem, aby przyjąć zamówienie spojrzał na mnie i odparł ozięble: „Zostaw mnie w spokoju… albo aktualne bicia Twojego serca będą zarazem ostatnimi.”
Nieznajomy zmarszczył brwi, zupełnie jakby podejrzewał kim jest ów osobnik. Po chwili zastanowienia dał znak kiwnięciem głowy w stronę oberżysty, aby kontynuował.
- Kiedy usłyszałem te słowa, byłem przerażony – mówiąc to, Noga opuścił wzrok. – Oddaliłem się szybkim krokiem od stolika i poszedłem na zaplecze, aby zniknąć mu z oczu. Po chwili wyjrzałem na chwilę, aby zawołać małżonkę. Chciałem jej powiedzieć, żeby nie podchodziła do tego mężczyzny w płaszczu. Mimo, że czasem uważała mnie za tchórza, to rozumiała, że robię to z powodu zdrowego rozsądku, więc mnie usłuchała – odparł odwracając na chwile głowę w stronę swojej zony. Najwyraźniej sprawiło mu to dużą ulgę. Noga zawsze słynął z tendencji do opiekuńczości. Nieważne kto to był, czy żona, czy klient gospody. Zawsze był dla wszystkich życzliwy. Może to właśnie dlatego oberża „Pod Pękniętym Kuflem” posiada taki urok?
- Jak długo siedział przy stoliku? – zapytał nieznajomy.
- Przeszło godzinę, może krócej.
- Został na noc?
- Na całe szczęście nie. Jeżeli nawet by poprosił o pokój, to byłbym zmuszony mu odmówić, że względu na bezpieczeństwo, jednak wtedy… całkiem możliwe, że by mnie zaatakował… - Noga znów opuścił wzrok. Praca oberżysty jednak nie jest taka łatwa, jakby się mogło wydawać. Prócz serwowania trunków i posiłków właściciel jest także zobowiązany do utrzymania porządku, co w nielicznych przypadkach bywa śmiertelne. Sytuacja Nogi nie była inna, mimo tego, że wszyscy uważali go za wspaniałego oberżystę, który nie miał nikogo za wroga w osadzie Skie.
- Więc gdzie się udał, po odejściu od stolika?
- Bacznie go przez cały ten czas obserwowałem. Siedząc na krześle, moment przed wyjściem z oberży poklepał się dłonią po prawej stronie klatki piersiowej, gdzie miał wewnętrzną kieszeń , zupełnie jakby upewniał się, czy coś tam nadal jest..
Na te słowa nieznajomy, wpatrujący się w Nogę odsunął złączone dłonie od brody, co było spowodowane zaskoczeniem. Najwyraźniej ostatnie zdanie gospodarza tawerny bardzo go zaintrygowało. Zarówno przyczyna gestu osobnika, ze szkarłatnym szalem, jak i sam fakt, że oberżysta zwrócił na taki szczegół uwagę. Noga spoglądając na przybysza ze zdziwieniem zadał pytanie.
- Panie, czy Ty... szukasz tego obcego? – słysząc to, mężczyzna zmarszczył brwi.
- Nie zadawaj pytań oberżysto, których nie zrozumiesz. Co było dalej?
- Kiedy obcy wykonał wspomniany ruch, wstał gwałtownie z krzesła i wyszedł z karczmy, mimo tego, że było już ciemno.
- Najwyraźniej bardzo się spieszył, a Twoja tawerna posłużyła mu za miejsce odpoczynku. Dokąd się udał już zapewne nie wiesz...
- Obserwowałem go również przez okno na piętrze. Wszystko wskazuje na to, że udał się Złotym Traktem na północ.
- Złoty Trakt? – Zapytał nieznajomy.
- Tak nazywamy szlak handlowy, przebiegający przez naszą szczęśliwie ulokowaną mieścinę. Przemierzają go najrozmaitsi kupcy i handlarze, podróżujący przez Karadan z północy na południe i odwrotnie. Zapytasz Panie, dlaczego nazwany jest właśnie Złotym? – Zadając to pytanie, Noga nawet nie dał czasu na udzielenie odpowiedzi nieznajomemu. Sam od razu zaczął wyjaśniać i nie da się ukryć, że wywoływało to w nim wielki entuzjazm. – Masz szczęśnie Panie, że podróżujesz przez trakt akurat w porze późnego lata, kiedy jest pełnia żniw. Gdzie się nie obejrzysz, tam pole złocistego zboża, pszenica, owies, żyto, jęczmień, wspaniały widok. To właśnie przez różnorodność dojrzewających zbóż szlak ten nazywany jest Złotym Traktem.
Nieznajomy wysłuchał Nogi cierpliwie, jednak mimo tego, że nie była ona zbyt fascynująca, to wywołała na jego ustach uśmiech. Najwyraźniej bardzo lubił opowieści, nawet tak skromne, jak historia Złotego Traktu.
- Dobrze oberżysto, na mnie już czas – odparł sięgając do wewnętrznej kieszeni, z której wyjął brzęczącą sakiewkę. Rozwiązując przewiązany nią sznurek zajrzał do środka, wyjął pięć monet koloru blado-rdzawego i położył je na blat stołu. – Pięć miedziaków, zgodnie z umową.
- Dziękuję Panie za Twą hojność – odpowiedział Noga chwytając monety. Spojrzał na chwilę za okno i dostrzegł ponurą, nieprzeniknioną czerń nocy, następnie odwrócił się w stronę przybysza. Kiedy tak wpatrywał się w sylwetkę wstającego z krzesła mężczyzny, przyszła mu na myśl pewna propozycja, której nie zawahał się przedstawić. – Panie, może zechciałbyś wynająć jeden z pokoi? Toż to późna noc, nie zamierzasz chyba podróżować o tej porze?
- A dlaczego nie, gospodarzu?
- Wiesz Panie… dość trudno przemierzać trakt w ciemnościach.
- Jakoś sobie poradzę, nie martw się.
Jednak nieznajomy stojąc przy stoliku zamilkł na chwilę, zastanawiając się nad propozycją Nogi. Fakt, że była późna noc wcale go nie przerażał, ale… o dziwo coś sprawiło, że miał ochotę zostać. Spojrzał na oberżystę, który po odmowie przybysza zaczął się oddalać w głąb tawerny.
- Oberżysto! – Zawołał nieznajomy, na co Noga zatrzymał się i odwrócił w stronę źródła głosu.
- Jednak wezmę ten pokój.
Na te słowa Noga zareagował bardzo pozytywnie, cieszył się, że przybysz jednak zmienił zdanie. Zabrał z półki obok lady białą świecę lekko już strawioną przez płomień, odpalił od krzesiwa knot i osobiście zaprowadził swojego gościa po drewnianych schodach na piętro.
- Otrzymasz Panie najlepszy pokój, jaki posiadam.
- Nie musisz być aż tak opiekuńczy oberżysto.
- Każdego klienta „Pod Pękniętym Kuflem” traktuję jak własnego syna, nie miej mi tego za złe Panie.
Słowa Nogi były czymś więcej, niż tylko zwykłą wypowiedzią poczciwego oberżysty. Przybysz nie mógł uwierzyć, że traktuje z takim miłosierdziem osobę zupełnie obcą, jak on. Jednak to nie był powód do zdziwienia, lecz do podziwiania. Kiedy gospodarz tawerny szukał klucza do pokoju, nieznajomy wpatrywał się w niego zupełnie inaczej, niż robił to do tej pory, a na jego twarzy pojawił się nawet delikatny uśmiech. „To dobry człowiek” – odrzekł w myślach, kiwając głową. Dalsze rozmyślania przybysza zakłócił szmer otwieranych drzwi i głos Nogi.
- Oto Pański pokój, w razie kłopotów jestem na dole.
- Dziękuję oberżysto, mam jeszcze do Ciebie prośbę.
- Słucham? – zapytał odwracając głowę.
- Mógłbym prosić o jeszcze jeden kubek wrzątku?
- Ależ… ależ naturalnie, zaraz przyniosę – odparł Noga uśmiechając się, po czym wyszedł z pokoju zamykając za sobą drzwi.
Kiedy przybysz został sam w pokoju był zaskoczony jego wyglądem. Po lewej stronie od drzwi, tuż pod dachem było starannie pościelone łóżko, wykonane z dębowego drzewa, jak zresztą cała masa innych przedmiotów w gospodzie „Pod Pękniętym Kuflem.” Kołdra i poduszka osadzone w pościeli o kolorze dojrzałej, sosnowej szyszki, wykonane z materiału o długim włosiu wypchane były aksamitnymi piórami widocznie zadbanych kur z okolicznych gospodarstw, przez co były niezwykle miękkie w dotyku i co najważniejsze doskonale chroniły przed chłodem. Na lewo od drzwi, tuż za zasięgiem skrzydła otwieranych przy wchodzeniu, czy wychodzeniu drzwi stała nieduża, solidna szafa, w której goście mogli przetrzymywać swoją odzież, czy części ekwipunku, który najczęściej towarzyszy podróżnikom podczas wędrówek. Przy lewej ścianie w drugim narożniku pokoju stała mała, drewniana biblioteczka z trzema solidnymi półkami, na których osadzone były dzieła literackie słynnych, zapomnianych, czy niesławnych autorów o bardzo urozmaiconej tematyce. Zapewne każdy znalazłby tu coś dla siebie. Natomiast po drugiej stronie pomieszczenia stał skromny, okrągły stolik, przy którym stało strawione przez czas, aczkolwiek wspaniale wykonane i nadal świetnie się trzymające bujane krzesło obite w jelenią skórę, przez co siedzenie na nim i delikatne huśtanie się wprawiłoby w stan odprężenia i relaksu nawet najbardziej schorowanego i zrzędliwego starca. Gdyby pokój był wyposażony tylko w te sprzęty, o jakich była tu mowa, to owe pomieszczenie otrzymałoby by miano przeciętnego. Jednak wchodząc do tych czterech katów przybysz zauważa coś jeszcze. Coś, co sprawia, że jest to niezwykłe miejsce. Na jednej ze ścian spogląda przenikliwie na mężczyznę dzik… a właściwie jego część. Przykuty łeb zwierzęcia do drewnianej podpory wisi niczym trofeum dumnego zdobywcy. Zakonserwowany, zadbany i odświeżony poprzez codzienne odkurzanie miękka szmatką, którą dzierży najprawdopodobniej małżonka Nogi.
Prócz dzika znajdują się tu także głowy jelenia z potężnymi, rozrośniętymi, niczym dorodne gałęzie kilkudziesięcioletniego klonu rogami, futro lisa, które mieni się połyskiem niczym gwiezdny pył, rozciągnięte fachowo na skrawku jednej ze ścian, oraz myśliwski róg zawieszony na złotym sznurze. Tuz obok niego zwisała obramowana, osadzona na dwóch bolcach złamana wpół strzała, z którą najwyraźniej związana jest jakaś historia. W tym fascynującym miejscu znajduje się jeszcze coś, czego nieznajomy nie zauważył najprawdopodobniej przez podziwianie górnych partii pomieszczenia. Mianowicie na podłodze, pośrodku pokoju leżał wielki, miękki w dotyku dywanik ze skóry brunatnego niedźwiedzia, które licznie zamieszkują okoliczne bory. Z paszczy bestii wystają wyraźnie dwa potężne, białe kły, które powodują delikatny lęk u obserwatora zdobyczy. Kiedy nieznajomy wpatrywał się tak w niesamowite trofea, dostrzegł małą, plakietkę o złotym kolorze z wyrytym napisem, który przybysz z łatwością odczytał „DDR 675, Noga” Całe wyposażenie pokoju zdradza fakt, iż poczciwy oberżysta tawerny „Pod Pękniętym Kuflem” za młodu był myśliwym i to bardzo dobrym. Ten pokój jest najwyraźniej skarbnicą jego dotychczasowego, rzemieślniczego dorobku. Dopiero teraz nieznajomy jest w stanie pojąć, jakim cudem Noga dostrzegł tak subtelny ruch jego poprzedniego gościa i w jaki sposób tak precyzyjnie wydedukował, w jakim celu go wykonał. „…zupełnie jakby upewniał się, czy coś tam nadal jest..” – powtórzył przybysz w myślach nie tak dawno wypowiedziane słowa Nogi.
- Ten pokój wszystko tłumaczy. Niesamowicie bystre oko łucznika było w stanie dostrzec tak trudny do zobaczenia szczegół – mamrotał cicho pod nosem.
Nagle nieznajomy odwrócił wzrok od myśliwskich ozdób i skupił się na drzwiach, zza których dało się słyszeć coraz głośniejszy stukot stóp wchodzącej po schodach osoby. Po chwili drzwi uchyliły się powoli do środka pomieszczenia i we framudze stanął Noga, dzierżący w dłoniach kubek przegotowanej, wciąż gorącej wody. Nieznajomy widząc oberżystę momentalnie podszedł do niego i odebrał swoje zamówienie. Wymiana gorącego kubka przebiegała mozolnie, gdyż obydwoje uważali, aby nie wylać zawartości naczynia przy zmianie rąk powiernika. Kiedy przybysz trzymał już pewnie kubek w dłoni, podszedł do stołu uważając przy okazji, aby nie potknąć się o łeb niedźwiedzia, który był elementem dywanu, po czym odłożył swoje zamówienie na blat. Tymczasem Noga obserwował myśliwskie trofea z dumnym uśmiechem na ustach.
- Z tą strzałą wiąże się jakaś historia, nieprawdaż oberżysto? – zaczął nieznajomy, lecz Noga westchnął tylko i opuścił głowę nie udzielając żadnej, znaczącej odpowiedzi. Przybysz zdziwił się, gdyż oberżysta dotychczas był skory do rozmowy. „Całkiem prawdopodobne, że kryje się w tym jakaś tragedia” – wysnuł w zamyśleniu.
Jednak Noga nie odpowiedział, opuścił tylko głowę z wyrazem twarzy przepełnionym goryczą. Najwyraźniej z tym przedmiotem wiąże się jakieś przykre wydarzenie, tragiczne dla oberżysty. Nieznajomy postanowił nie naciskać, w końcu on także nie chciałby, aby ktokolwiek wypytywał o jego przeszłość. Po kilku chwilach Noga podniósł głowę i odrzekł.
- Wybacz mi Panie, ale muszę wracać do swoich obowiązków, życzę dobrej nocy – kiwnął głową i skierował się w stronę drzwi.
- Wzajemnie – odrzekł nieznajomy.
Post został pochwalony 1 raz
|
|